​​​​​​​[ Jesteś domatorem? ]

​Całe życie myślałem że jestem, ale od kiedy pojawiły się dzieci, cieszę się, kiedy mogę wyjść do pracy (śmiech) a tak na poważnie, to staram się utrzymać zdrowy balans.
 

[ Kiedy myślisz DOM, co masz przed oczami? ] 

Moją rodzinę. Kilka miesięcy temu przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania i kolejny raz dotarło do mnie, że nieważne gdzie, ważne, że z nimi. Bez tych trzech osób - Pauliny i chłopaków - nie wyobrażam już sobie życia. Jak wyjeżdżamy razem, nie tęsknię za naszym mieszkaniem, ale jak wyjeżdżam sam, pierwsze dni są trochę ciężkie. Potem - oczywiście - trochę się ‚rozluźniam', bo myśl że za kilka dni wracam, sprawia że chcę wykorzystać te chwile i cieszyć się z poznawania nowych miejsc i ludzi. ​​

Tekst alternatywny

​​[ Twoje postrzeganie domu zmieniło się wraz z ojcostwem? ]

Mówisz o tym bałaganie, który cały czas trzeba sprzątać? (śmiech) Kiedy moi synowie wyjeżdżają wraz z mamą na kilka dni, a ja mam okazję wykorzystać tę ‚samotność’,  żeby np. bardziej skupić się na pracy, to… ten domu już nie jest tym samym miejscem, po prostu go nie ma. Krzyk dzieci i tupot małych stóp to teraz dla mnie synonim domu. Dla mnie, bo nie każdy musi chcieć mieć dzieci. Mam 16 lat młodszego brata, ale dopiero jako ojciec rozumiem, jakie to poświęcenie, ile opieki, ile czasu, więc rozumiem ludzi, którzy świadomie decydują się na brak dzieci. Dla mnie jednak dom to właśnie moja rodzina. Dlatego nie ma co się przesadnie denerwować, gdy dzieci porysują ci nową, piękną podłogę czy pomalują ściany trudnozmywalną farbą. Ważne, aby zrozumieć, poczuć, uświadomić sobie, że będą straty, ze przez pierwszych kilka lat jest totalna demolka,a potem zrobić remont. Czy krzyczysz, czy się denerwujesz, ten dom i tak nie będzie idealny, więc po co? Ja chce mieć w domu brygadę, która nie żyje ze sobą dlatego, że musi, ale dlatego, że chce, chce być ze sobą, wiec denerwowanie się, że coś robią nie tak, totalnie to zniszczy. Nie będą czuli wsparcia, miłości, tylko zapamiętają ojca, który się denerwował. A i tak na koniec dnia będziemy pamiętali to, co przeżyliśmy, a nie że jechaliśmy drogim samochodem czy mieszkaliśmy w pięknym mieszkaniu. 

[ To jak historia z książki „Ostatni wykład”, gdzie autor zabrał na przejażdżkę nowym, super drogim autem dzieci swojej siostry. Ona ostrzegła je, żeby nie nabrudziły w nowym cacku wujka. Na co on, na ich oczach, specjalnie rozlał coca-colę w aucie i obiecał, że będą się dobrze bawić, bo o emocje tu chodzi, a nie o przedmioty. ]


Dobrze jednak to zrozumieć niekoniecznie w momencie, gdy dowiadujesz się, że zostało ci kilka miesięcy życia tak jak bohaterowi książki, o której wspominasz. Na tym to właśnie polega. Kiedyś bardzo zwracałem uwagę na rzeczy, przesadnie je szanowałem. Być może dlatego, że urodziłem się jeszcze w komunie, kiedy wielu rzeczy nie było. Dbanie o ubrania, cerowanie to była codzienność. Cały czas uczę się aby nie być niewolnikiem przedmiotów. I nie chodzi mi o wybujały, głupi konsumpcjonizm, ale o przesadę w dbałości o rzeczy. Podobnie jest z dziećmi: ważne, by dać im siebie, a nie przedmioty. 
​​

[ To, jak teraz wygląda wasz dom, to wspólnie wypracowany z Pauliną kompromis? ]
 

Tak, ale mieliśmy też znakomitą architektkę Kingę Mostowik. Wybraliśmy ją, bo widzieliśmy jej realizacje, a poza tym w duszy też jej gra teatr, robi wystawy i scenografie. Z Paulina mamy tak:  jak nam się coś podoba, to obojgu. Jak nie podoba - to też obojgu. Gorsza strona medalu w tej zgodności jest taka, że jak czegoś nie wiemy, to też oboje. I to już jest masakra. Paulina mówi: Ty zdecyduj. Ja na to: Ale dlaczego ja? Ja nie wiem. Ona: Ty podejmij decyzję, ja będę zadowolona. Ja: Ale podejmijmy ją razem.. I dlatego potrzebowaliśmy architekta, żeby wyprowadzał nas z tych manowców albo ocenił, czy nasz wybór jest trafny. 

 

[ Na jaki styl się zdecydowaliście? ]


Chyba najbliżej mu do nowojorsko-loftowego z elementami boho, żeby było przyjemnie. Jednak nie podeszliśmy do tego radykalnie. W naszym mieszkaniu musi dać się mieszkać, musi być ten zdrowy balans. 

[ Bez czego, poza rodziną oczywiście, nie wyobrażasz sobie domu? ]

Dzisiaj przywiozłem pianino z mojej pracowni. Przygotowuję się tam do ró l- muzycznie rownież. Tam gram na instrumentach i tam stało pianino, ale teraz postanowiłem, że zabieram je tu, bo ono nadaje mieszkaniu wyjątkowy charakter. Nie każdy ma instrumenty w domu, a dla mnie ważne jest, aby dzieci mogły się wychowywać z muzyką: plumkać na pianinie, gitarze czy skrzypcach. Moje dzieciństwo było muzyczne. W mojej rodzinie każdy na czymś gra, ciocia była śpiewaczką operową. Nie wyobrażam sobie domu bez muzyki i świąt bez kolędowego dżemowania. Jako dziecko czułem się wyjątkowo, bo graliśmy na instrumentach i śpiewaliśmy. Koledzy tego nie mieli, wtedy myślałem, że ich święta są smutniejsze. Już wtedy miałem poczucie, ze instrumenty nadawały naszym świętom wyjątkowości. Muzyka ma dla mnie ogromne znaczenie. Jeśli nie szkoła muzyczna,czego bym sobie życzył dla naszych chłopaków, to niech przynajmniej dotkną tej muzyki w domu. Dzisiaj, kiedy to moje rodzinne, stuletnie pianino wjechało do domu i obaj synowie zaczęli grać, pomyślałem, że to wnętrze żyje prawdziwą muzyką. Bez żywych instrumentów to nie to samo.
 

[ Gdzie bije serce waszego domu? ]

Zawsze przy stole. Paulina wyczaiła chłopaka, który robi fantastyczne meble pod Wrocławiem. Zamówiliśmy od niego wspaniały, zrobiony ze starych dębowych desek stół. Jestem za wspieraniem dobrych polskich marek. Stół zawsze był u nas najważniejszy, w poprzednim mieszkaniu też, gdzie był stary i rozkładany. Teraz jest nowy, bardziej szorstki, zadziorny, ale również z duszą. Marzyłem o takim, który bez rozkładania mógłby spokojnie pomieścić 12-14 osób i taki mam. 

[ Miejsce w domu, które jest najbardziej twoje? ]
 

Nie ma takiego (śmiech). Jak chce pobyć sam to uciekam do łazienki albo garderoby. Wtedy tata ma swój czas. Jak masz małe dzieci, nie masz swojego miejsca. Dziś na klatce skręcałem półki i wierciłem otwory, więc miałem te chwile dla siebie. 

[ Jesteś facetem, który ma swoją walizkę z narzędziami? ]
 

No wiadomo.. Mam to chyba po ojcu. Pamiętam, jak byłem mały, a mój ojciec w koszulce na ramiączkach z bicepsami jak prawdziwy facet wiercił, przykręcał, przycinał. To mi się tak podobało! Chciałem być jak on, chciałem w tym uczestniczyć, niestety nie często mi pozwalał. Wiec sam staram się trochę częściej (śmiech) pokazywać synom te rzeczy, ale wiadomo, jak nie chcesz, żeby to trwało wieki, musisz kombinować. Ostatnio zamontowałem im solidną drabinkę w domu, taki mini plac zabaw. Mam swoją skrzyneczkę, osobne pudełka ze śrubkami, wkrętami, hakami. Inne rzeczy do karton gipsu, cegły, betonu, do dziurawki. Tylko z elektryką gorzej mi idzie. Taki ze mnie majsterkowicz, zrób to sam od dziecka. Zaczęło się od jednej skrzynki, potem doszła druga i trzecia. Wiertarka, wkrętarka, szlifierka, diaks. To się rozrasta. Jak skończymy rozmowę,biorę się znowu za półki. Muszę kupić nowe wkręty, ściana jest jak piasek, wkładasz kołek, a on się ślizga. 

[ Majsterkowanie relaksuje jak grzebanie w ziemi, praca w ogródku? ]

Spokój. Jak w medytacji. Z majsterkowaniem jest podobnie: totalny reset. Myślisz tylko o tym, jak coś zrobić. Skupiasz się na jednej czynności. Ćwiczysz koncentrację, co w naszym zawodzie jest niezbędne. Więc ćwiczę. (śmiech)​
 

[ To niesamowite, zazwyczaj ludzie narzekają na remonty, ekipy, terminy. A u ciebie same superlatywy. ]

Nie zawsze. Zdarzały się słabsze momenty, ale i niezwykłe historie. Kiedy wymieniałem w mieszkaniu wielkie, ciężkie okna, musiałem zamówić do tego dźwig. Pewien niesamowity człowiek przyjechał spod Radomia. Zrobił wszystko, a na zakończenie powiedział, że nie weźmie za to pieniędzy. Nie wierzyłem. Mówiłem, że zapłacę, nalegałem, a on, że to dla niego przyjemność. To było bardzo wzruszające. Wróciła mi wiara w ludzi. Myślałem, że taka bezinteresowność już nie istnieje. Chciałem tego pana z żoną zaprosić na premierę mojego filmu, chociaż w taki sposób się zrewanżować, ale przeszkodziła nam w tym pandemia. Zaczekam na lepsze czasy i wtedy - mam nadzieję - ja też będę mógł coś dla niego zrobić.

Tekst alternatywny

[ ​Ty, który kochasz majsterkowanie, pomagałeś ekipie remontowej? ]

No pewnie. Lubię takie rzeczy, lubię też oglądać efekty. Praca fizyczna nie jest mi obca. Z Arkiem, szefem ekipy od dachu znam się od lat, robił nam wszystkie remonty. Czasami przywoziłem im jedzenie, ale bywało też, że z nimi pracowałem. Zależało nam na czasie, więc - żeby pchnąć remont do przodu, sam się też angażowałem. Lubię się czuć zwyczajnie. Luksus rozleniwia, nasz zawód jest specyficzny, łatwo odpłynąć. Dlatego trzeba mieć kontakt z naturą i robić zwykłe, codzienne rzeczy, które składają się na życie. Chciałbym, aby moi synowie również dotykali wszystkiego, aby zasmakowali, co to znaczy również ciężka praca, bo tylko wtedy docenią pracę innych. Poza tym praca uszlachetnia.


Zapoznaj się z pozostałymi tekstami z cyklu "O wnętrzach, stylu i ulubionych miejscach":

Anwis w liczbach
1000
dystrybutorów w całej Polsce
42 państwa
eksport na cały świat
3000
instalacji dziennie
801 88 99 22